RelatioNet | Forum | Yad Vashem | Jewishgen | our school | MyHeritage

niedziela, 27 kwietnia 2008

Pierwsze spotkanie / First meeting

Był to niezwykle ciepły, jak na styczeń, niedzielny wieczór. Za chwilę miałyśmy się spotkać z Panią Ireną. Parę dni wcześniej wykonałyśmy do Niej telefon. Miałyśmy wiele obaw, co do tej rozmowy, przecież tak naprawdę byłyśmy dla niej kompletnie obcymi osobami, którym Pani Irena miała opowiedzieć o całym swoim życiu. Nie czułyśmy się pewnie w tej sytuacji, dlatego tak bardzo zależało nam na tym, żeby zrobić na Pani Irenie dobre wrażenie przy pierwszym kontakcie. Bardzo dokładnie się przedstawiłyśmy i opowiedziałyśmy o całym projekcie "36 sprawiedliwych", tak, aby nie pozostawić naszej rozmówczyni ani cienia wątpliwości. Po czym usłyszałyśmy krótkie: "To może niedziela, 18?". Byłyśmy zszokowane, bez żadnych pytań ani chwili zawahania Pani Irena zaprosiła nas do siebie i podała swój adres, tym samym zgadzając się na współpracę z nami.

Z początku nasza współpraca nie poszła nam dość sprawnie. Pani Irena dokładnie podała nam swój adres i wytłumaczyła jak dotrzeć do jej mieszkanka mieszczącego się w Śródmieściu, niedaleko Placu Zbawiciela. Obie umówiłyśmy się 15 minut wcześniej, żeby spokojnie dotrzeć na miejsce. Zachęcone przyjemną pierwszą rozmową z Panią Zawadzką, pewne siebie, w duchu bardzo szczęśliwe, pomaszerowałyśmy pod wskazany adres. Znalazłyśmy kamienicę i zadzwoniłyśmy pod wskazany numer. Dzwonimy, i nic... Nikt nie odbierał domofonu. Zdziwiłyśmy się trochę i zadzwoniłyśmy jeszcze raz. Nadal bez skutku. Wymyślałyśmy najczarniejsze scenariusze, że może Pani Irena o nas zapomniała, albo może jej się cos stało... Już chciałyśmy odejść, jeszcze po raz ostatni obróciłyśmy się i zerknęłyśmy na kamienicę. Okazało się, że miała cztery piętra - coś tu nam nie pasowało... Pani Irena mówiła, ze mieszka na szóstym piętrze! Wtedy przyszło nam do głowy, żeby spojrzeć raz jeszcze na kartkę z adresem, i okazało się, że oczywiście pomyliłyśmy numery domów... Nie ma to jak udany początek.

Po sprawdzeniu adresu, poszłyśmy szukać właściwego budynku. Tym razem nasza orientacja w terenie nie zawiodła, bo zaraz odnalazłyśmy dom, w którym mieszkała. Zadzwoniłyśmy domofonem i odetchnęłyśmy z ulgą, bo odebrała Pani Irena.

Zadzwoniłyśmy do drzwi, które po chwili otworzyła nam drobniutka, pogodna osoba. Posadziła nas przy stoliku i od razu zaproponowała nam herbatę i ciasto. Miałyśmy chwilę, żeby rozejrzeć się po jej malutkim mieszkanku. Było niezwykle przytulne, pełno było w nim zdjęć i regałów z książkami, a na ścianach wisiały obrazy, które od razu przykuły naszą uwagę, ale o tym później... Woda na herbatę gotowała się stanowczo za długo, a my byłyśmy niesamowicie zniecierpliwione i ciekawe, jak potoczy się rozmowa. Po chwili zaczęłyśmy...




_____________________________________


It was a very warm (for January) Sunday evening. In a minute we were supposed to meet Ms Irena Zawadzka, the Righteous Among the Nations with whom we planned to make an interview. We were a little worried about how the conversation would look like, because we were complete strangers to her. Although we also had some problems with the address (our fault, as usual…) and our worries, we managed to get to her flat. Finally, as soon as we began to talk, we discovered that there was no need to be worried – it came out that Ms Irena is a very kind person and she is really interested in our work, and she agreed to cooperate with us instantly.

So she began her story...

Brak komentarzy: